Elektrownia wodna

Kwiecień 9, 2024

Drogę do tego miejsca wspominam wyjątkowo hardcorowo. Zaparkowaliśmy auto i udaliśmy się w stronę ścieżki z mapki, którą zrobiła mi znajoma (wtedy myśleliśmy, że to prawidłowa droga). Tego dnia prażące słońce dawało się we znaki. Chwilę później przywitał nas przyjemny chłód w lesie, następnie zaczęły pojawiać się wysokie zarośla. Szliśmy dalej z myślą, że idziemy tak, jak należy. Ostatnim etapem była prawie pionowa ściana drzew, krzaków i… jałowców. 🥲 Trzecia osoba z ekipy poddała się i poszła do auta, a my dalej przedzieraliśmy się przez zarośla. Chwilami było tak stromo, że w dole tylko słyszałam trzask i słowa Bartka “ku**a!”. Wytrwale podążaliśmy w dół w stronę rzeki i pinezki na mapie. Niektóre partie pokonywałam zjeżdżając z krzaków i trzymając się ich gałęzi. 🤣 W końcu dotarliśmy do leśnej drogi, która prowadziła prosto do elektrowni. Słońce chyliło się ku zachodowi, ale zdążyliśmy zrobić zdjęcia. 😍

Wyszliśmy z miejscówki i piękną, zieloną drogą (bez stromych pułapek) dotarliśmy do auta… 😂 Czemu wejście było takim hardcorem? Okazało się, że w którymś momencie skręciliśmy w złą ścieżkę, która prowadziła do tak stromego zejścia. Do elektrowni szliśmy (ja czasem zjeżdżałam) grubo ponad godzinę, a powrót trwał kilkanaście minut. Pamiętam do dziś ten ból kujących jałowców i moje pokaleczone nogi i ręce (mimo długich spodni i bluzy). W głowie przeklinałam wtedy tę pasję i myślałam sobie “kurna a mogłabym teraz siedzieć w kawiarni i pić kawę”. 😝

Czy było warto? Jasne, że tak! To było naprawdę zajebiste miejsce! 💚

Podsumowanie 2024
Japonia - nie tylko urbex
Chapel "pigeon shit"

    Zostaw komentarz